Niebieskie pigułki

czyli

o komiksie, który mnie zaskoczył

Autor tekstu: Ida

Przyznaję bez bicia – przez cały rok szkolny mam na swojej szafce nocnej stosik książek, które czekają na „lepsze czasy”. Te lepsze czasy to zawsze długi majowy weekend, kiedy po klasówkach, sprawdzianach i ustnych odpowiedziach moich uczniów mogę wreszcie zanurzyć się w lekturze, która nie jest obowiązkową pozycją z kanonu. Mogę w końcu przeczytać coś, co wybrałam sama.

W tym roku jeden z moich wyborów padł na… komiks. Tak, komiks. Dla polonistki to niemal herezja, ale cóż – nawet my, strażniczki języka polskiego, mamy swoje małe przyjemności. Sięgnęłam po „Niebieskie pigułki” Frederika Peetersa, o których mój Przyjaciel powiedział, że „to wcale nie jest taki zwykły komiks”. I wiecie co? Miał rację.

„Komiks jest dla dzieci” – ile razy to słyszałam? Ile razy sama to powtarzałam, z pobłażliwym uśmiechem patrząc na uczniów przemycających na lekcje kolorowe zeszyty z superbohaterami? A tu proszę – Peeters nie bawi się w półśrodki i od pierwszych stron wrzuca mnie w centrum swojego życia. Poznaje Cati, zakochuje się w niej i jednocześnie dowiaduje się, że ona i jej sześcioletni syn są nosicielami wirusa HIV. 

Siedziałam na moim balkonie, wygrzewając się w pierwszym prawdziwie ciepłym słońcu tego roku, z filiżanką herbaty w jednej ręce i komiksem w drugiej, i myślałam – teraz będzie dramat. Tragiczna miłość. Heroiczne poświęcenie. Walka z przeciwnościami losu. Wszystkie te klisze, które tak często omawiam z uczniami na lekcjach o literaturze.

Ale Peeters zrobił coś, co sprawiło, że moja herbata wystygła zapomniana. Zamiast dramatycznej historii dał mi coś o wiele cenniejszego – opowieść o zwyczajnym życiu, które toczy się dalej, mimo niezwyczajnych okoliczności. O trywialnych kłótniach o niewyniesione śmieci, o codziennych radościach z udanego obiadu, o drobnych frustracjach i momentach czystego szczęścia. O tym, jak autor powoli uczy się żyć w cieniu wirusa, który nagle stał się częścią jego codzienności.

Tytułowe „niebieskie pigułki” to oczywiście leki antyretrowirusowe, które Cati i jej syn muszą przyjmować, by kontrolować wirusa. Odkładałam komiks co jakiś czas, by zrobić sobie kolejną herbatę i myślałam o tym, jak często na lekcjach omawiamy wielkie tematy, wielkie tragedie, wielkie problemy. A życie toczy się gdzie indziej – w małych gestach, codziennych rytuałach, w tych niebieskich pigułkach połykanych przy śniadaniu.

Bo to nie choroba jest głównym bohaterem tej opowieści – to relacje między ludźmi. Związek Frederika i Cati rozwija się na moich oczach, strona po stronie, klatka po klatce, z całą gamą wzlotów i upadków, które towarzyszą każdej relacji. Jest w tym coś rozbrajająco normalnego, coś, co przypomina mi, że literatura (tak, nazywam ten komiks literaturą, niech mi wybaczą akademiccy puryści) powinna mówić prawdę o życiu.

Peeters nie idealizuje ani siebie, ani swojej partnerki. Z rozbrajającą szczerością pokazuje swoje lęki i niepewności. Boi się? Oczywiście. Zastanawia się, czy związek przetrwa? Naturalnie. Ma momenty słabości? Jak każdy z nas. To właśnie ta uczciwość sprawia, że „Niebieskie pigułki” są tak poruszające. I tak bardzo inne od tych wszystkich idealnych bohaterów lektur szkolnych, których życiowe rozterki wydają się czasem tak odległe od rzeczywistości moich uczniów.

Wbrew temu, czego uczymy na lekcjach języka polskiego, czasem obraz mówi więcej niż słowo. Styl graficzny Peetersa pięknie współgra z treścią – jest prosty, ekspresyjny, miejscami niemal surowy. Czarno-białe ilustracje pozbawione są nadmiernych ozdobników, skupiając się na emocjach bohaterów. Kreska artysty potrafi być jednocześnie delikatna i mocna, podobnie jak opowiadana historia.

Przerzucałam kolejne strony, siedząc już i łapałam się na tym, że jestem wdzięczna za formę komiksu. W powieści trzeba by opisać wielostronicowymi passusami to, co tutaj wyraża jedno spojrzenie, jeden grymas, jedna łza na policzku.

Co ciekawe, Peeters nie stroni od przedstawiania scen intymnych – zarówno emocjonalnych, jak i fizycznych. Pokazuje seks bez pruderii, ale też bez epatowania nagością. Jest w tym jakaś pierwotna uczciwość, która doskonale oddaje intymność relacji dwojga ludzi. Myślę o tym, jak trudno rozmawiać o seksualności na lekcjach. Jak krępujące są fragmenty lektur mówiące o miłości fizycznej, jak uczniowie chichoczą lub spuszczają wzrok. A tu – prosta kreska, kilka klatek i wszystko jest jasne, naturalne, ludzkie.

Czytałam dalej, coraz bardziej zdumiona. Jednym z najbardziej zaskakujących aspektów „Niebieskich pigułek” jest humor, który przewija się przez całą opowieść. Peeters ma dar dostrzegania absurdów codzienności i umiejętność śmiania się z samego siebie. Sceny, w których próbuje zgłębić temat HIV, czytając medyczne encyklopedie i wyobrażając sobie wirusa jako małe, złośliwe stworki atakujące jego komórki, są jednocześnie zabawne i wzruszające.

Pomyślałam o tym, jak często w szkolnych lekturach brakuje tego rodzaju humoru – naturalnego, wynikającego z sytuacji, nie nachalnego. Jak wiele tekstów, które omawiamy z uczniami, jest przytłaczająco poważnych, jakby literatura była tylko od wielkich spraw i wielkich emocji. A przecież to właśnie śmiech pomaga nam przetrwać najtrudniejsze momenty. Ten humor nie umniejsza powagi sytuacji – wręcz przeciwnie, podkreśla ludzki wymiar doświadczenia życia z HIV. Śmiech staje się tutaj formą oswajania lęku, sposobem na zachowanie normalności w nienormalnych okolicznościach.

„Niebieskie pigułki” to komiks, który wymyka się łatwym kategoryzacjom. Nie jest to typowa historia o chorobie, ani typowy romans, ani typowa autobiografia. To raczej szczera opowieść o tym, jak życie rzadko mieści się w schematach, które próbujemy na nie nakładać – lekcja, której nie znajdziemy w żadnej podstawie programowej.

Siedziałam w swoim ulubionym fotelu, kończąc ostatnie strony, i myślałam o tym, jak bardzo przydałaby się taka lektura moim uczniom z klasy maturalnej. Nie po to, by uczyć ich o HIV – od tego są lekcje biologii i WDŻ. Ale po to, by pokazać im, że miłość w trudnych czasach i okolicznościach nie jest ani heroicznym poświęceniem, ani beznadziejną tragedią – jest po prostu miłością, ze wszystkimi jej komplikacjami i radościami. A HIV, choć obecny w tle każdej sceny, nie definiuje bohaterów ani ich relacji.

Oczywiście, nigdy nie zaproponuję tego komiksu jako lektury uzupełniającej – jestem zbyt przywiązana do swojej posady, a rodzice niektórych uczniów dostaliby apopleksji na samą myśl o scenach erotycznych omawianych na lekcji. Ale może wspomnę o nim mimochodem tym bardziej dojrzałym, poszukującym uczniom? Tym, którzy już teraz wiedzą, że literatura to coś więcej, niż tylko obowiązkowe omówienia na sprawdzian?

Po zamknięciu „Niebieskich pigułek” zostałam z poczuciem, że uczestniczyłam w czymś wyjątkowo intymnym i autentycznym. Frederik Peeters wpuścił mnie do swojego życia bez filtrów i upiększeń, dzieląc się historią, która w mniej utalentowanych rękach mogłaby być albo przygnębiającym dramatem, albo cukierkową opowiastką o miłości pokonującej wszystkie przeszkody. Zamiast tego otrzymałam coś wyjątkowego– szczery zapis ludzkiego doświadczenia, który przypomina, że nawet w obliczu najtrudniejszych wyzwań, życie toczy się dalej, pełne małych radości, absurdów i momentów bliskości.

Odkładam komiks na półkę, obok Szekspira, Mickiewicza i Tokarczuk. A potem zmieniam zdanie i kładę go na stoliku w salonie, tak by był widoczny. Niech moi znajomi, którzy wpadną  jutro, zobaczą, że polonistka czyta komiksy. I to nie byle jakie.

Za kilka dni wracam do szkoły, do dyskusji o Konradzie Wallenrodzie i jego rozterkach moralnych. Ale mam wrażenie, że Peeters i jego „Niebieskie pigułki” będą mi towarzyszyć dłużej niż tylko ten majowy weekend. I może, tylko może, gdy któryś z uczniów zapyta mnie, co czytałam w wolnym czasie, opowiem mu o komiksie, który udowadnia, że to medium potrafi być tak samo intymne i szczere jak najbardziej osobisty dziennik, a jednocześnie uniwersalne w swoim przekazie: co to znaczy kochać i być człowiekiem – niezależnie od okoliczności.

Bo ostatecznie, czy nie o tym właśnie powinniśmy rozmawiać na lekcjach literatury?

Comments

comments