Bucokracja

Bucokracja

czyli

o śmierci szacunku

Autor tekstu: Krzysztof Sowiński

Regularnie powracającym motywem wśród tematów zastępczych jest brak szacunku do X. Tym X w zależności od bieżących potrzeb stawiającego tezę bywają kobiety, mniejszości seksualne, seniorzy czy chociażby wiara. Jeśli dobrze poszukać, to odkryjemy, iż praktycznie każda grupa uważa się w tej materii za najbardziej poszkodowaną. Obrażeni oczekują specjalnych działań w swojej sprawie ze strony społeczeństwa a często czują się moralnie usprawiedliwieni, by odpłacić pięknym za nadobne. Czy jednak ktoś faktycznie jest szczególnie poszkodowany? Owszem. Jest to szacunek jako taki. I nie jest tu mowa o faszyzmie udającym dobre maniery, znanym także jako poprawność polityczna.  Choć ma z tą sprawą bardzo duży związek.

Najczęściej chyba słyszymy o braku szacunku wobec kobiet lub wiary. Obydwa przypadki tyczą się zresztą dwóch stron tej samej monety: osoby i jej autonomii wyrażającej się w jej przekonaniach. Dowodem braku szacunku wobec kobiet mają być wypowiedzi takich ludzi jak Ziemkiewicz czy Terlikowski. Obydwaj zresztą przynależą do prawej strony sceny politycznej, co z kolei prowadzi do upolitycznienia „problemu”. Prawica nie szanuje kobiet – pada w reakcji na kolejne chamskie wypowiedzi wspomnianych. Kłopot w tym, że formującymi te często słuszne zarzuty są ludzie niemający najmniejszego problemu z niesmacznymi szowinistycznymi żartami na temat choćby poseł Pawłowicz. Obrońcy coraz kolejnych uciśnionych mniejszości bez kłopotu redukują sporą część Polaków do poziomu umysłowo upośledzonych troglodytów, obrońcy ojczyzny z kolei odpowiadają rynsztokowym językiem, w czym sekundują im obrońcy wiary za pomocą bardzo, ale to bardzo niechrześcijańskich słów. I każda ze stron jest przekonana, że to właśnie ona atakowana jest niesłusznie.

Wyliczankę, jakie bezeceństwa na temat swoich oponentów, realnych bądź wyimaginowanych , niesie dowolna frakcja z prawa lub lewa, można przeprowadzać bez końca. Jest normą, że strona głośno ubolewająca nad brakiem szacunku wobec siebie czy bronionych przez siebie ludzi i idei sama nie okazuje go swoim oponentów. Naturalną konkluzją jest też,  że każda z frakcji domaga się nie tyle szacunku, co możliwości obrażania i atakowania oponentów bez żadnych konsekwencji. Rywalizacja ta sprowadza się do bezwzględnego dążenia do zdominowania powszechnej narracji. Bo już nawet nie debaty. Debata publiczna w dobie powszechnej medialnej histerii, indoktrynacji i wojny informacyjnej przestała istnieć.

Problemem nie jest brak szacunku wobec konkretnej grupy czy idei, lecz brak szacunku w ogóle. Problemem coraz silniej paraliżującym nie tylko polskie społeczeństwo, ale całą zachodnią cywilizację, jest zanik bezwarunkowego elementarnego szacunku do drugiego człowieka. Dwaj gracze spośród tych, którzy mają na jego wykształcanie się największy realny wpływ, czyli państwo i media, zawiedli. Państwo, pełniące poprzez system edukacji rolę wychowawczą, utraciło zarówno zdolność jak i wolę, by tą rolę należycie realizować. Media zaś, niezależnie od swojego ideologicznego zabarwienia, porzuciły misję relacjonowania faktów i budowy przestrzeni dla debaty na rzecz indoktrynacji. Dodatkowym znaczącym czynnikiem jest specyfika internetu i mediów społecznościowych. Promuje ona bezrefleksyjne, emocjonalne reakcje, sprzyja nakręcaniu spirali wzajemnych oszczerstw i czyni to wytłumiając podstawowe mechanizmy społecznej samokontroli. Cały szereg mechanizmów psychologicznych wpływających na naszą kontrolę zasadza się na bezpośredniej bliskości tego, z kim dokonujemy interakcji, oraz na analizie sygnałów pozawerbalnych. Bez tych naturalnych narzędzi niezmiernie łatwo zaczynamy bezmyślnie okładać się po swoich wzajemnych traumach. Czy odreagowywać je na innych.

Znaczenie internetowych mediów i mediów społecznościowych rośnie z czasem coraz silniej. Wypowiedzi polityków i osób opiniotwórczych publikowane w wirtualnej przestrzeni mają dziś takie same znaczenie, jak te w studiu telewizyjnym i z mównicy sejmowej. Skutkuje to w efekcie przeniesieniem politycznych pojedynków na Twittera i Facebooka i tym samym realnym zaangażowaniem w nie (i zdemoralizowaniem przez nie) szerokich mas społecznych. Skoro ludzie tacy jak Radosław Sikorski, Tomasz Lis czy Ksiądz Oko, ludzie z racji swojej pozycji będący wzorami, zachowują się jak źle wychowane, bezczelne dzieci, to jaki efekt może to mieć na społeczeństwo? Nawet tacy jawni głupcy jak Korwin-Mikke wypowiedziami, których nie sposób traktować poważnie, wywołują lawinę emocjonalnych reakcji i tym samym przyczyniają się do dalszej powszechnej trybalizacji [patrz też: Stwórz sobie własne plemię]. W efekcie dochodzimy do momentu, gdy poseł na sejm Dominik Tarczyński kieruje do byłego prezydenta słowa takie jak te: „Zapraszam cię na solo, bydlaku!”. W tej atmosferze nie dziwią już ani utarczki Rafała Ziemkiewicza z Dorotą Wellman ani Joanny Scheuring-Wielgus ze Stanisławem Michałkiewiczem.

Z każdą taką licytacją wiąże się kilka bardzo niekorzystnych dla społeczeństwa zjawisk. Rozmowa zostaje wyparta przez próbę zakrzyczenia oponenta. Argumenty jako takie przestają mieć znaczenie, zaczyna się liczyć jedynie emocjonalna siła rażenia riposty. W atmosferze tej całkowicie znika możliwość prowadzenia jakiegokolwiek dialogu. Nie jest on możliwy, gdyż żadna z stron nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowana wysłuchaniem oponentów. Tym samym pozostaje jedynie walka, gdzie z racji emocjonalnego charakteru potyczki wszelkie zasady przestają obowiązywać. Niezmiernie „pomaga” tu rosnąca popularność poprawności politycznej, której obłędna logika nakłania ludzi, by absolutnie wszystko traktowali skrajnie osobiście. A kto przekonany, iż stanowi ośrodek wszechrzeczy, będzie próbował zrozumieć punkt widzenia innych?

Jeśli dialog zostaje zastąpiony przez walkę, wówczas jakikolwiek kompromis staje się bardzo trudny. Jeśli walce nie towarzyszy elementarny szacunek dla oponenta, wówczas jedynym satysfakcjonującym celem jest jego zniszczenie. W kontekście aktualnej sytuacji politycznej najwyraźniej obserwujemy cały wachlarz wspomnianych zjawisk na przykładzie działań „opozycji”. Festiwal w Opolu doskonale zobrazował, jak małe złośliwości eskalują w coś znacznie większego. Plotka o rzekomej czarnej liście artystów wywołała falę oburzenia w sieci i kilku artystów zrezygnowało z występu – w imię solidarności z nieistniejącymi ofiarami. Zanim Maryla Rodowicz, mająca świętować na festiwalu 50 lat kariery, potwierdziła, iż żadnej czarnej listy nie ma, znacząca część uczestników ogłosiła bojkot imprezy, a spore rzesze internautów zaczęły wywierać presję (wyrażaną głównie wulgarnymi ad personam) na Rodowicz. Zwykły szacunek dla samej Rodowicz uczyniłby całą tą absurdalną sytuację nierealną. Jednakże zabrakło go i pozwoliło to chociażby na to, by w imię walki politycznej autentycznie zaszkodzić całkowicie niewinnej i postronnej osobie.

Polityka 500+ zainicjowana przez rząd pozwoliła szerokim rzeszom mniej zamożnym Polaków dowiedzieć się, iż są katolicką patologią w oczach zamożniejszych współrodaków. Bez szacunku mechanizm walki obejmuje nie cel, ale znowu postronnych, tutaj beneficjentów konkretnej rządowej polityki. Pomoc dla rodziców niepełnosprawnych dzieci zaowocowała wizjami matek pijących domestos dla 4 tys. złotych, formowanymi w sporej mierze przez ludzi, dla których wspomniane pieniądze są zaledwie „wydatkami na waciki”. Małpia złośliwość w dążeniu do postawienia na swoim nie przewiduje choćby próba wejścia w „cudze buty” i zapoznania się z odmienną perspektywą.

Jeśli ten tekst zda się czytelnikowi chaotycznym, przepraszam. Temat ten przytłacza mnie na tyle, że pisanie o nim jest przykrym doświadczeniem. Powstał jednak z racji mojego silnego przekonania, że po prostu nie można go pominąć milczeniem. Dalsza akceptacja zaniku szacunku, zastępowania dialogu walką, współuczestniczenia w wzajemnym eskalowaniu antagonizmów sparaliżuje nas jako społeczeństwo. Wzajemnie zranieni i zamknięci w swoich oblężonych twierdzach nie będziemy w stanie rozwiązać żadnego z problemów nękających nasz kraj. Każda odpowiednio złożona kwestia może zostać należycie potraktowana jedynie na drodze dialogu uwzględniającego różne punkty widzenia wśród całego społeczeństwa. By zaś taki dialog miał miejsce, musi być spełniony podstawowy warunek: wzajemny szacunek wszystkich jego uczestników. Bez niego nigdy nie wyjdziemy z naszego polskiego piekła.

Comments

comments