O dobrej śmierci
czyli
czym jest eutanazja
Autor tekstu: Kachna Gębala
Bywają tematy kontrowersyjne, których podjęcie jest w stanie wywołać silne emocje i zażarte dyskusje. Savoir vivre podpowiada nam, żeby nie poruszać ich podczas niedzielnych obiadów; wiadomo przecież, że mało co szkodzi trawieniu na równi z gwałtowną kłótnią.
Do takich kwestii należy temat eutanazji, przede wszystkim dlatego, że różnie jest rozumiany i niesie ze sobą rozmaite skojarzenia; dla jednych jest prawem do godnej śmierci, dla innych dorzynaniem słabych jednostek. Najbardziej gorzkie i przykre powiązanie to praktyki w nazistowskich Niemczech, dotyczące osób chorych, upośledzonych; zabijanie tak zwanych bezużytecznych.
Często uważa się, że każda istota ma niezwyciężoną wolę życia – siłę działającą wbrew wszelkim przeszkodom. Myślimy o niej patrząc na źdźbła trawy wyrastające między płytami betonu, pokazuje ją lis odgryzający sobie uwięzioną w sidłach łapę. Ta wola zachowuje przy życiu ofiary wypadków: pozwala przetrwać zasypanym w kopalniach i pod górskimi lawinami. Mogłoby się wydawać, że jest to rodzaj instynktu, naturalnej ochrony zapisanej w genach. W przypadku ludzi można oczywiście wywodzić ją z mocy charakteru, miłości do pozostawionych najbliższych, a czasem interwencji sił nadprzyrodzonych. Osoby, które takiej woli nie przejawiają, często zostają uznane za nienormalne i wymagające pomocy, być może chore lub skrzywione, na pewno zaś postępujące niesłusznie.
Jest jednak inna, bardzo wyraźna tendencja. Nasza kultura i nasze czasy obdarowały człowieka rzadko spotykaną wolnością w decydowaniu o własnym losie. Nie wiążą nas nakazy i zakazy dotyczące wyboru zawodu, dzietności, w dużym stopniu także kontaktów seksualnych; brak jest ograniczeń w kwestii wyznania, ekspresji artystycznej, czy nawet noszonego ubioru. Według niektórych jest to aż nadto; uważają, że zbyt wiele wolności stwarza niebezpieczeństwo, dlatego też są skłonni żądać oficjalnego uregulowania wielu kwestii. Inni sądzą, że wolności jest ciągle za mało i ciągle pozostają sprawy, o których nie mogą decydować (chociaż w swoim mniemaniu powinni). O ile istnieje możliwość dobrowolnego poddania się systemowi nakazów i zakazów, chociażby przez przystąpienie do wybranego systemu religijnego, o tyle poszerzanie swoich praw jest procesem długotrwałym i wymagającym wielu starań. Dobrym przykładem jest chociażby uzyskiwanie uprawnień wyborczych.
Czy inną sprawą jest decydowanie o swoim życiu, a innym o śmierci? Czy człowiek, który samodzielnie decyduje o najważniejszych sprawach – o zawarciu związku, posiadaniu dzieci, zawodzie, poglądach politycznych i religijnych – ma prawo wybrać również czas i sposób zakończenia życia? Czy może żądać pomocy aby tego dokonać, wreszcie – czy prawo to może mu zostać ograniczone lub odebrane?
Można chyba powiedzieć, że ludzie od zawsze pragnęli dobrej i pięknej śmierci; rozmaicie jednak rozumieli to pojęcie. Dla jednych jest to odejście we własnym domu, w łóżku, żegnając rodzinę po długim i owocnym życiu. Inni pragną śmierci nagłej i bezbolesnej, we śnie. Niektórzy chcieliby umrzeć spełniając patriotyczny, religijny lub społeczny obowiązek, poświęcając w ten sposób swoje życie. Wreszcie zdarza się żądanie śmierci widowiskowej i pozostającej w pamięci żywych.
Pewne jest, że nikt nie chce cierpieć; wydaje mi się, że cierpienie fizyczne i psychiczne wiąże się z jakiegoś rodzaju patologią; jest wynikiem mniej lub bardziej poważnej choroby, zdarzenia, które nie powinno mieć miejsca, lub czyjegoś nienawistnego działania. O ile niektórzy uważają, że ból w jakiś sposób uszlachetnia, o tyle inni gotowi są na wszystko aby go uniknąć. Współczesna medycyna wkłada wiele starań w to, aby pacjent nie musiał cierpieć; o ile wcześniej powszechny był pogląd, że ból jest przy leczeniu niezbędny, o tyle obecnie uważa się, że jest przydatny jedynie jako ostrzeżenie o chorobie lub urazie. Na szczególną uwagę zasługuje udręczenie zupełnie bezcelowe, którego można by uniknąć, i które nie niesie za sobą nadziei na wyzdrowienie. I tu właśnie pojawia się kwestia eutanazji.
Mówi się o dwóch rodzajach eutanazji: biernej i czynnej.
Eutanazja bierna to zaprzestanie leczenia, które nie prowadzi do zakończenia choroby, a jedynie do przedłużenia życia bez poprawy jego jakości. Jest zaprzestaniem „uporczywej terapii”, niepodejmowaniem działań służących odsunięciu chwili śmierci. Mówi się czasem, że jest to uniknięcie niepotrzebnego męczenia chorego. Taka eutanazja jest często popierana, a w każdym razie akceptowana. Lekarze są skłonni się na nią zgadzać, a spora część konfesji nie wyraża sprzeciwu.
Eutanazja czynna jest podjęciem działania mającego na celu zakończenie życia drugiego człowieka – za jego zgodą, prośbą lub żądaniem. Nazywa się ją czasem wspomaganym samobójstwem lub zabójstwem z litości; stosowny zapis w polskim kodeksie karnym mówi Kto zabija człowieka na jego żądanie i pod wpływem współczucia dla niego… i takie określenie jest moim zdaniem najbardziej adekwatne. Ten rodzaj eutanazji znacznie częściej bywa potępiany i zakazywany jako niemoralny.
Uważam, że kluczowe jest tutaj podejście do zagadnienia samobójstwa. W naszej kulturze jest ono często uważane za przejaw braku odwagi i słabego charakteru; uznaje się je za konsekwencję zaburzenia lub choroby psychicznej. Człowieka, który zagraża własnemu życiu można ubezwłasnowolnić, pozbawić wolności i poddać przymusowemu leczeniu. Takiego rodzaju działania uważam zresztą za dopuszczalne, mają przecież na celu ochronę osób, które działają pod wpływem patologicznych stanów i emocji. Jest dla mnie oczywiste, że ktoś zdrowy i szczęśliwy nie będzie chciał się zabić.
Warto jednak pomyśleć o innej sytuacji: człowieku chorym i cierpiącym fizycznie. Jego stan jest przewlekły i nieuleczalny, brak większej nadziei na powrót do zdrowia, jednocześnie zaś chory zachowuje sprawny umysł, co pozwala mu w pełni zdawać sobie sprawę z własnej sytuacji. Bywa, że taki człowiek chce żyć, wykazując godny podziwu hart ducha. Zdarza się też, że pragnie śmierci, a nie mogąc sam jej sobie zadać oczekuje udzielenia mu pomocy. Takie prośby, a czasem i żądania, rozdzierają serca najbliższych i wywołują dylematy moralne, z którymi sumienie bardzo często nie potrafi sobie poradzić. Miłość i pragnienie ukojenia bólu ścierają się z nakazami religii, obwarowaniami prawa i świadomością konsekwencji, które trzeba by było ponieść. W moim przekonaniu jest to jedna z najcięższych do podjęcia decyzji, dlatego też daleka jestem od osądzania ludzi, którzy byli do niej zmuszeni.
Nie będę zapewne szczególnie oryginalna, jeśli na koniec stwierdzę: każdy człowiek będący w pełni władz umysłowych ma prawo do wyboru chwili śmierci. Jeśli zaś nie jest w stanie podjąć stosownych działań, należy mu się odpowiednia pomoc.