Realpolitik level expert
czyli
mała teoria samolubnej partii
Autor tekstu: Wookie
Tekst Mateusza Banasika „Ideologia w starciu z polityką czyli co jest nie tak z Realpolitik?” kończy się interesującym pytaniem: dlaczego Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało się na ideologiczną wojnę o aborcję, pomimo że z punktu widzenia pragmatyki politycznej wydaje się ona szkodzić interesom partii, a nie pomagać jej? Autor znajduje jedno rozwiązanie: być może siłą napędową, wbrew wszelkim kalkulacjom, jest tu ideologia. Spróbuję przedstawić jednak inną hipotezę.
Gdybyśmy wyobrazili sobie politykę trochę na kształt przyrody i zaaplikowali do niej najprymitywniejszą wersję teorii ewolucji, najbardziej narzucającą się jednostką doboru naturalnego byłyby partie polityczne – powstają, zmieniają się, znikają. Podstawowy cel działania partii to przetrwanie i uzyskanie władzy. Instrumentem służącym temu celowi jest głównie kalkulacja zysków i strat, za sprawą której realizują one różne cele partykularne, pomniejsze, mające służyć większemu – czyli przetrwaniu i władzy.
Pytanie stawiane przez Banasika moglibyśmy uogólnić: co jednak, gdy sprawy nie przedstawiają się tak, jak powinny wobec powyższego schematu? Co, gdy partie zdają się działać irracjonalnie? Otóż możliwe są wówczas dwie przyczyny. Pierwsza jest taka, że analityk stawiający to pytanie rzeczywiście „widzi lepiej”. Ma lepszy osąd, szerszą perspektywę, a partia nie zauważa że zaczyna dryfować w kierunku, z którego nie ma odwrotu. Czy może tak być w przypadku osoby Jarosława Kaczyńskiego, o którym autor artykułu twierdzi, a ja tę opinię podzielam, że jest najwybitniejszym w Polsce politycznym strategiem? Nie sądzę.
Myślę jednak, że nie tracąc perspektywy racjonalności należy przyjąć inną perspektywę, meta-perspektywę, „doboru naturalnego” w polskiej polityce. Cofnijmy się do 2005 roku, gdy całkiem realny wydawał się scenariusz powstania POPiSu. Moim zdaniem to właśnie wtedy mózgi tych partii doszły do wniosku, że stworzenie jednej partii z dość zróżnicowanym elektoratem zapewni byt wyłącznie na 4 lata, umożliwiając powrót do władzy lewicy. Natomiast wywołanie wszechobecnego i wszechogarniającego konfliktu, stworzenie – mówiąc metaforycznie – narracji, która wchłaniać będzie wszelkie inne narracje, totalizacja wszystkich interesów wokół dwóch partii, dam im symbiotyczną siłę przetrwania. Oto pomysł, który pozwala trwać temu duopolowi już 11 lat. Dlatego też uważam że duopol PO-PiS należy traktować jako jeden samoregulujący się organizm – w tej perspektywie wszystko staje się jaśniejsze.
Zrębem tego pomysłu było przede wszystkim wytworzenie w obu elektoratach wzajemnej niechęci i wrogości. Jakże kilka lat temu byłem zaskoczony, gdy od znajomej zwolenniczki PiSu i zdecydowanej antykomunistki dowiedziałem się, że wyżej ceniła nawet rządy SLD niż PO. Zdziwienie to nie jest już tak duże, bo i być nie może, gdy retoryczne przepychanki i wszechobecny jazgot stają się coraz bardziej dokuczliwe. Porównania doprowadzane są do granic absurdu, do dziś wszakże słucham zwolenników PO porównujących Kaczyńskiego do Hitlera.
Rzecz jasna nie sądzę, by hipoteza duopolu była ramą myślenia nawet szeregowych posłów, nie mówiąc już o licznych działaczach terenowych, którzy oprócz własnej ideologii mają też do ugrania wiele lokalnych interesów. Myślę, że jest to najbardziej ogólny schemat, według którego i na który grają elity obu największych partii.
Teraz najważniejsze pytanie: właściwie po co? Po co tworzyć taki duopol, zamiast martwić się wyłącznie o swoje interesy i je realizować? Otóż partie to ludzie, struktury, interesy. Reprodukowanie się partii to reprodukowanie się porządku struktur politycznych. Znaczy to, prościej mówiąc, że ci, którzy znaleźli sobie wygodne synekury w polityce i na jej obrzeżach, nie chcieliby z tego rezygnować. Zabetonowanie sceny jest najlepszym sposobem na odtwarzanie tego porządku w kolejnych wyborach. Nawet jeśli przychodzi nasz wróg, to za cztery lata wejdziemy znowu my – i znowu będą konfitury. A tak? Wiadomo to, kto przyjdzie?
Tak, to prosta odpowiedź. Ale jaki jest inny scenariusz zamiast duopolu? Dzisiejszy internet daje dostęp do ogromnej wiedzy, a ludzie, wbrew temu co się powszechnie mówi, a Banasik słusznie odnotowuje, są tej wiedzy ciekawi. Świadomość polityczna społeczeństwa wzrasta, a gdy świadomość polityczna wzrasta otwierają się pola do dyskusji, analiz, kreowania stanowisk, a dalej – nowych, świadomych liderów. Czy to jest w smak zabetonowanym interesom?
Oczywiście nie, stąd więc promowanie totalizującej wszystko narracji, która binarnie skategoryzuje dowolną wypowiedź. Za jej sprawą nawet przy rodzinnym stole nie można spróbować obiektywnie ocenić tych czy innych posunięć rządu lub opozycji, by nie być nazwanym pisiorem czy (dziś) kodowcem. Swobodny przepływ myśli, niebezpieczny w dłuższej perspektywie, jest tym samym pętany przywoływaniem binarnych kategorii promowanych w mediach głównego nurtu. Tak na poziomie mikro odtwarza się porządek makro.
Kończąc, dlaczego więc PiS wywołuje irracjonalne konflikty? Równie dobrze moglibyśmy zapytać dlaczego tak irracjonalnie zachowuje się opozycja. Są przecież lepsze, bardziej efektywne sposoby na rozwiązywanie politycznych sporów. Ale jest tak dlatego, że konflikt musi być podsycany, bo osią tego duopolu jest wieczny konflikt i wieczna walka. Słowa o zwrocie wolnej Ojczyzny na przykład będą w tym konflikcie zawsze przywoływane. One są niezmienne, zmieniają się tylko partie które chwilowo nie mają władzy i żądają jej zwrotu. I to jest jak najbardziej przejaw dzisiejszej Realpolitik.